przyszłaś do mnie a dzień jak co dzień
w tym śnie kolorowym by rozgrzać
marzenia o końcu świata i z powrotem
nie malujesz teraz powiek żadną kreską
oczy twoje zawieszone gdzieś w bezprzestrzeni
(jaśnieją nimi moje myśli że można by czytać książkę)
budzę się wielokrotnie i któryś raz już jestem
na wyspie w Gabrielni choć nie wchodzę w
buty rozbitka
czasami motyle w brzuchu przestają być
dla mnie mitem (najczęściej w nie uparcie
nie wierzę) a czuję wobec ciebie
szczere powiązanie i pasję i
jeszcze pada
wokół to wszystko takie spokojniejsze
w szumie tysięcy kropel